Emil Stanisławski jest trenerem, medalistą Mistrzostw Polski kettlebell sport i współautorem książki „Weganizm na start”, napisanej wraz z Martą Mikitą. Razem redagują także portal Vegan Workout. Emil opowiada o swoich treningach, diecie roślinnej i planach na przyszłość.

Od kilku dobrych lat razem z Martą tworzycie stronę poświęconą diecie roślinnej w sporcie. Gdzie na co dzień znajdujecie inspiracje do tworzenia treści na Vegan Workout i czy Waszym zdaniem są jeszcze jakieś obszary tematyczne, które wymagają większej i bardziej wnikliwej analizy, czy ludzie są już na tyle obyci w kwestii diety roślinnej w sporcie, że nie jest konieczne przypominanie im o jej zaletach?

Kiedy zaczynaliśmy z Martą tworzyć Vegan Workout te kilka lat temu, w Polsce zasadniczo nie było żadnych informacji na temat łączenia sportu z dietą roślinną. Nie licząc ekipy Vege Runners, która wtedy zarządzała stroną wegesport. Tak że pierwszą inspiracją były dla nas zagraniczne serwisy, które wrzucały sylwetki sportowców – biegaczy, kulturystów czy zawodników futbolu, trenujących na roślinach. Do tego artykuły na temat białka i komponowania weganizmu pod kątem aktywności fizycznej. Od tego się zaczęło. Im więcej się o tym mówiło, tym więcej sportowców eksperymentowało z weganizmem i tym więcej informacji można było znaleźć, więc tematy pojawiały się same. 

Czasem wydaje mi się, że wszystko, co warto było powiedzieć, zdążyliśmy już przez Vegan Workout przekazać. Ale potem trafiam na ludzi, którym wciąż wydaje się, że białko roślinne jest nieprzyswajalne, albo na wegan, którzy uważają, że nie należy suplementować B12. Zdaję sobie wtedy sprawę, że wszyscy żyjemy w swoich własnych bańkach informacyjnych i pewne rzeczy należy wciąż powtarzać i uaktualniać. Zwłaszcza że na Vegan Workout wciąż trafiają nowe osoby. 

Jak długo trwały prace nad Waszą książką i co sprawiło Wam najwięcej problemów w związku z jej publikacją? Kiedy w ogóle uznaliście, że samo prowadzenie Vegan Workout nie wystarczy i musicie stworzyć coś więcej?

Tak naprawdę pomysł książki wyszedł od strony wydawnictwa. Uznaliśmy, że skoro ktoś docenił naszą dotychczasową pracę na tyle, że chce zaproponować nam wydanie książki, to głupio byłoby z tej okazji nie skorzystać. W związku z tym żadnych większych problemów nie odnotowaliśmy. Na pewno najbardziej stresująca była korekta. Strach, że nie wszystko uda się wyłapać i różne błędy pojawią się w druku. Recenzje czytelników są jednak pozytywne, więc nawet jeśli coś wyszło nie do końca tak, jak miało wyjść, to nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. 

Prace trwały chyba około roku. Ciężko mi dokładnie określić, bo na końcówkę pracy nałożyła się pandemia i pierwszy lockdown, więc siłą rzeczy wszystko się trochę przesunęło. 

Ale książka to nie jest nasza jedyna pozainternetowa działalność w ramach Vegan Workout. Swego czasu jako pierwsza ekipa w Polsce we współpracy z Damianem Parolem jeździliśmy po całym kraju, prowadząc szkolenia z diety roślinnej w sporcie. Pomagaliśmy zorganizować pierwszą wizytę Patrika Baboumiana w Polsce, organizowaliśmy Vegan Fight Fest. Obecnie ze względu na pracę, która zabiera nam zdecydowaną większość czasu, nie mamy możliwości działania na większą skalę. Ja pracuję jako trener w Akademii Kettlebells Warszawa, a Marta w Anima International. 

Jak na co dzień wyglądają Twoje treningi i dieta? Czym kierujesz się podczas układania posiłków i na co zwracasz szczególną uwagę? Jak wyglądają u Ciebie posiłki w dni treningowe i nietreningowe?

Moja dieta jest mocno intuicyjna. Po ponad 10 latach weganizmu wiem już, co i jak jeść, żeby to miało sens, bez potrzeby szczególnego zastanawiania się nad jadłospisem. Nie trenuję sportów sylwetkowych więc obywam się bez dokładnego wyliczania makroskładników. Pilnuję tak naprawdę czterech rzeczy – odpowiedniej ilości kalorii, białka na poziomie około 1,8 g na kilogram masy ciała, wapnia i dodawania do wszystkich posiłków produktów bogatych w witaminę C, żeby wspomóc absorpcję żelaza roślinnego. Wszystko robię na oko. Czasem zdarzają się okresy, kiedy przez tydzień podliczam sobie dietę w jakimś programie, żeby zobaczyć czy nadal jestem na dobrej drodze i czy intuicja mnie nie zawodzi. 

Nie mam stałej pory posiłków, nie mam też określonej liczby posiłków. Czasem jem trzy razy dziennie, czasem pięć. Jeżeli rano nie mam treningu, a wstaję na zajęcia personalne, to w ogóle nie jem śniadania, bo wolę ten czas przeznaczyć na spanie. Wtedy zdarza mi się zjeść pierwszy posiłek około 13 i nie mam z tym żadnego problemu. 

Nie przywiązuję specjalnej wagi do posiłku przedtreningowego, zwłaszcza że zwykle trenuję rano i w takiej sytuacji ważniejsze jest dla mnie to, czy dobrze zjadłem dzień wcześniej. Po treningu zwykle wracam do domu i jem płatki owsiane z masłem orzechowym, porcją odżywki i paczką mrożonych owoców (truskawki, maliny lub borówki). Zdarza się, że nie mam na to czasu, i wtedy po prostu wciągam jakiś batonik proteinowy albo koktajl. 

Kolejne posiłki to zwykle miks roślin strączkowych ze zbożami plus porcja warzyw (mrożone albo świeże). Jako zamienniki strączków pojawiają się też wysokobiałkowe burgery warzywne albo mięsa roślinne. Ogólnie smakuje mi wszystko, co nie jest cynamonem albo brukselką, i nie mam dużych wymagań kulinarnych. Nie lubię tracić czasu w kuchni i nie znam się na gotowaniu, dlatego moje posiłki są proste, na ile to tylko możliwe. 

W kwestii suplementacji – obowiązkowo witamina B12 i D. Od jakiegoś czasu kwasy EPA i DHA plus kreatyna. No i odżywka białkowa – najczęściej Vegan Blend. Przyzwyczaiłem się do jego smaku, ma świetny aminogram i dobrą cenę. 

Jeśli chodzi o treningi, mam teraz sezon startowy. Miesiąc temu wygrałem w swojej kategorii zawody IKMF Games, gdzie przez 10 minut rwałem jednorącz 40 kilogramowy odważnik nad głowę. Wywalczyłem tytuł Kandydata do Mistrza Sportu. Tydzień temu zakończyłem nagrania do kolejnych zawodów. Wciąż czekam na wyniki. Niestety z wiadomych względów wszystkie zawody są tej chwili rozgrywane w formule online. Dzisiaj zacząłem przygotowania pod Mistrzostwa Europy, które będą organizowane na przełomie kwietnia i maja. W związku z tym moje treningi ograniczają się obecnie do trenowania jednej techniki, w ramach której startuję, oraz kilku ćwiczeń akcesoryjnych.

Jaki jest największy mit (oprócz mitu z białkiem), z jakim dotychczas spotkałeś się ze strony osób na diecie tradycyjnej? Czy kiedykolwiek znalazłeś się w sytuacji, kiedy zabrakło Ci argumentów lub stwierdziłeś, że nie ma sensu dalej prowadzić dyskusji z osobą, która się z Tobą nie zgadza w kwestii diety roślinnej w sporcie?

Jeżeli chodzi o rozmowy na żywo, to zawsze miło wspominam rozmowy o diecie roślinnej. Co innego w internecie. Tam argumenty są mało istotne, dlatego od kilku lat już nie angażuje się w sekcje komentarzy na FB. Szkoda mi czasu. 

Co do mitów, to poza białkiem – kwestie praktyczne. Część osób myśli, że weganizm to synonim w 100% nieprzetworzonej diety albo że weganie nie mogą jeść glutenu. Albo czekolady. Albo jedzą tylko soję. Inny mit to koszty – ludzie patrzą na ceny zamienników mięsa i są przekonani, że stanowią one 90% zawartości naszej diety i w związku z tym musimy wydawać na to majątek. Albo że jemy jakieś specjalne jedzenie dla wegan, dostępne tylko w sklepach ekologicznych. Ludzie zapominają, że wszyscy jemy na co dzień różne wegańskie produkty – ryż, makaron, chleb, fasolę, jabłka, orzechy itp. 

Co Was najbardziej motywuje w pracy nad promowaniem diety roślinnej?

Los zwierząt. Zarówno dla mnie, jak i dla Marty najważniejszym aspektem diety roślinnej są kwestie etyczne. Swego czasu oboje działaliśmy i pracowaliśmy jako aktywiści w Fundacji Viva, angażowaliśmy się w akcje Empatii, a później Otwartych Klatek i wielu większych i mniejszych organizacji i stowarzyszeń, które na przestrzeni lat walczyły o prawa zwierząt. Marta teraz realizuje się w Animie, a ja staram się promować weganizm innymi środkami, próbując dotrzeć do innej grupy ludzi. Bez kaznodziejstwa – po prostu chcę dawać przykład i pokazywać, że można trenować, odnosić sukcesy i jeść rośliny.

Jakich błędów radziłbyś unikać osobom, które są aktywne fizycznie i chciałyby przejść na dietę roślinną? 

Warto przez pierwsze kilka tygodni podliczać swoją dietę i zwrócić uwagę przede wszystkim na ilość spożywanych kalorii. W zależności od celu i rodzaju aktywności fizycznej powinniśmy jeść więcej lub mniej. Dopiero w drugiej kolejności można się zastanowić, czy jemy wystarczająco dużo białka. Do tego obowiązkowa suplementacja witaminy B12. 

Warto też włączyć do diety mleka roślinne fortyfikowane wapniem, żeby nie trzeba było specjalnie przejmować się tym pierwiastkiem. 

Poza tym pilnujmy codziennego spożywania produktów z każdej z pięciu podstawowych grup pokarmowych – zbóż, roślin strączkowych, orzechów, owoców i warzyw. Warzywa jedzcie świeże, mrożone, puszkowane – w każdej formie. Lepiej zjeść fasolę albo pomidory z puszki, niż nie zjeść tego dnia warzyw w ogóle. 

Pamiętajcie też, że dopóki wasza aktywność fizyczna jest tylko kwestią rekreacji, nie musicie wchodzić w żadne szczegóły, żyć z kalkulatorem, liczyć każdego kęsa i inwestować pieniędzy w suplementy. 

Zacznijcie od podstaw – przeliczcie kalorie i jedzcie warzywa, owoce, orzechy, strączki i zboża. To w zupełności wystarczy. Około 80% dziennego spożycia kalorii przeznaczajcie na wartościowe produkty, pozostałe 20-15% mogą stanowić bardziej przetworzone rzeczy – słodycze, gotowe sosy itp. 

Czy zamierzacie wydać kolejną książkę w najbliższym czasie?

Na razie nie mamy takich planów, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. 

Czy macie jeszcze w głowie inne projekty, nad którymi może już pracujecie, a które w jakiś sposób łączą się z Waszą dotychczasową działalnością sportową i dietetyczną?

Chciałbym wystartować z podcastem, w ramach którego mógłbym prowadzić rozmowy z polskimi sportowcami na dietach bezmięsnych. Niestety póki co praca nie pozwala mi na żadne dodatkowe aktywności w tej kwestii. Jak skończy się pandemia, będę też chciał wrócić do tematu szkoleń, ale już pewnie w innej formule niż kiedyś. 

Gdybyście mogli cofnąć się do momentu, gdy dopiero zaczynaliście swoją przygodę z Vegan Workout, co byście zrobili inaczej?

Szczerze mówiąc – nic. To miał być tylko niezobowiązujący pomysł, realizowany gdzieś na boku w wolnej chwili. Nie wiedzieliśmy, że zainteresuje to tak wielu ludzi i że uda nam się dzięki temu zrealizować tyle fajnych rzeczy. Vegan Workout jest pośrednio odpowiedzialne nawet za powstanie Akademii Kettlebells Warszawa, bo gdyby nie aktywność w ramach VW, nie miałbym motywacji, żeby angażować się tak mocno w treningi kettlowe, robić kursy instruktorskie i szkolenia. Także powstanie VW pociągnęło za sobą masę dobrych rzeczy, których nie planowaliśmy nawet w najmniejszym stopniu. 

Czy na swojej stronie spotykacie się z niechęcią lub nieprzychylnymi komentarzami? Czego one dotyczą i jak sobie z nimi radzicie?

Bardzo rzadko. Ostatni raz mieliśmy dziewczynę, która spamowała wszystkie posty memami o weganach umierających z niedoboru białka i obrazkami o płaskiej ziemi. Z takimi osobami nie da się oczywiście podjąć żadnej dyskusji, więc od razu lecą bany. Rzecz jasna zdarzają się też fajne dyskusje z ludźmi, którzy faktycznie są zainteresowani tym, co piszemy, ale nie do końca wszystko rozumieją. Dbamy o to, żeby nasze komentarze były wolne od pseudonauki i wyzwisk. 

Gdybyś mógł wejść we współpracę z jakimkolwiek aktywistą/sportowcem, to kto by to był i dlaczego?

Musiałbym się najpierw zastanowić, na jakiej zasadzie działałaby taka współpraca. Ale na pewno byłyby to osoby z kręgu sportów siłowych, bo w tym środowisku stereotypy na temat weganizmu są wciąż dosyć mocne. 

Czy jest jakaś dyscyplina sportowa, której jeszcze nie próbowałeś, ale bardzo byś chciał spróbować? 

Chciałbym pobawić się w BJJ. Swego czasu spędziłem 7 lat na trenowaniu capoeiry i zawsze wydawało mi się, że BJJ byłoby tutaj świetnym uzupełnieniem. Wielkie wrażenie robią na mnie też ludzie zjeżdżający górskimi autostradami na longboardzie, gdzie rozwijają prędkość nawet powyżej 50 km/h. Na pewno super się to ogląda, ale nie wiem, czy tak samo super byłoby to robić.

Książkę „Weganizm na start” możecie kupić tutaj: https://sensus.pl/ksiazki/weganizm-na-start-przewodnik-po-diecie-roslinnej-w-sporcie-emil-stanislawski-marta-mikita,dieweg.htm#format/d

Rozmowę przeprowadziła Elaine Mazur. Pasjonują ją sztuki walki i tatuaże. Uwielbia spędzać czas, czytając dobre książki, jednocześnie przytulając swojego leniwego buldoga Spike’a. Od niedawna można ją często spotkać na ściance wspinaczkowej.